Zachodnia demokracja powoli zaczyna upodabniać się do “demokracji socjalistycznej”, swojej brzydkiej siostry z czasów “żelaznej kurtyny”. Analogie są oczywiste dla wszystkich, którzy pamiętają jeszcze wstępne artykuły publikowane na pierwszych stronach medialnych szmat, skrojonych przez sowieckich krawców propagandy. Ten styl rządów i manipulacji najkrócej i najlepiej opisał George Orwell:
“prawda jest kłamstwem, wolność niewolą, a ignorancja siłą”
Analogia z Orwellem ma symboliczną wymowę: podobnym nurtem płynie poprawny politycznie i nachalnie propagandowy słowotok głównych, lewicowo-liberalnych mediów, rządzący tonem i sensem wypowiedzi, mających tworzyć współczesnego mieszkańca Ziemi – bezmyślną istotę, przyjmującą wszystkie fakty, zgodnie z obowiązującą, odpowiadającą prawdziwym rządcom tego świata wersją.
Kolejnym polem bitwy o przyszłość i dusze, zdominowanym przez monopolistów prawdziwych wiadomości stała się Francja, gdzie w wyborach prezydenckich pozostało tylko dwoje kandydatów: Marine Le Pen (uważana za “skrajnie prawicową” nacjonalistkę) i Emmanuel Macron (ogłoszony za “centrystę”) epigon globalistycznej polityki skompromitowanego prezydenta Francois Hollanda. Macron, były bankier Rothschilda, były minister socjalistycznego rządu Francji, przedstawiany jest jako niezależna postać i twórca nowej, reformatorskiej partii. W rzeczywistości spełnia wszystkie kryteria, prowadzonej na sznurku marionetki, gotowej (podobnie, jak w Stanach Zjednoczonych, Hilary Clinton) spełniać oczekiwania mocodawców, światowej “elity” finansowej, politycznej i społecznej. Wspomnienie o tak zwanym Nowym Porządku Świata, automatycznie wpisuje autora takich sugestii na listę paranoików teorii spiskowych, jak jednak wytłumaczyć analogie, właściwie ten sam schemat, kreujący wydarzenia i ich recepcję przez światowe media, polityków i powierzchowną, ale eksponowaną w blasku telewizyjnych kamer “opinię publiczną”? Francuska prasa, w dzień po pierwszej turze wyborów, zapełniła pierwsze strony najpopularniejszych dzienników fotografiami Macrona, zachłystując się jego sukcesem i jednoznacznie dając do zrozumienia, kto powinien wygrać (i wygra) w drugiej turze. Niesławny, jeszcze z czasów komuny lewacki dziennik “L’Humanite” zamieścił, jako jedyny, portret Le Pen, przekreślony dramatycznym protestem “Jamais!” (“Nigdy!) Dziennik konserwatywny przedstawił zdjęcia obojga kandydatów, podpisując je stwierdzeniem “K.O. prawicy”, ignorując fakt, że Le Pen jest kandydatką prawicową, broniąca wartości, które powinny być bliskie strzegącym tradycji konserwatystom. Jeszcze bardziej gwałtownie przeciwko kandydującej na najwyższy urząd kobiety, wystąpiły francuskie feministki, chociaż Le Pen jednoznacznie staje w swoich wypowiedziach po stronie kobiet. Atak feministek jest tym bardziej nie na miejscu, że Le Pen po przejściu do drugiej tury wyborów, zrezygnowała z funkcji przewodniczącej partii “Front Narodowy”, deklarując pragnienie bycia prezydentem wszystkich Francuzów. Jej doradcą politycznym jest Jean Messiha, który przybył do Francji jako ośmioletni chłopiec z Egiptu. Całkowicie się zasymilował i uważa, że społeczeństwo może być wielorasowe, akceptując równocześnie jedność kulturową. Koncepcja “wielokulturowa” nie sprawdza się. Jest przekonany, że społeczeństwo “multikulturowe” jest równocześnie “multikonfliktowe”.
Ponad 60 procent Francuzów jest przeciwna masowej imigracji, ale wmówiono im, że program Marine Le Pen jest rasistowski, ksenofobiczny i “skrajnie prawicowy”, co dzisiaj jest największą obelgą. Zarzuca jej się (robią to także wpływowi polscy politycy) gotowość do współpracy z Putinem. Tak samo, bezpodstawnie, przed wyborami w USA, oskarżano Donalda Trumpa. Jakoś nikt nie pamięta o Mistralach, wodowanych dla rosyjskiej marynarki wojennej przez prezydenta Hollanda? Głos rozsądku Marine, zamierzającej powstrzymać falę niekontrolowanego napływu islamskich migrantów, będącego “de facto” formą najazdu na chrześcijańską Europę byłby głosem na puszczy, gdyby nie niesforni, nie stosujący się do prasowych instrukcji wyborcy, oddający swoje głosy na niesłuszną kandydatkę. Media, których właściciele są osobiście zaprzyjaźnieni z Macronem, mają z nim wspólne interesy i służą globalnej idei świata bez narodów i bez charakteru są przeciwko kandydaturze Le Pen. Jej sztab wyborczy wierzy jednak, że Francuzi nie są tak naiwni i bezmyślni, jak uważają medialni propagandyści i będą zdolni do podjęcia samodzielnej decyzji. Jest wielki rozdźwięk pomiędzy Francuzami, a elitami, pretendującymi do decydowania o tym, co jest słuszne, najlepsze i właściwe. Elity Francji postawiły na “Nowy Świat”, świat bez kultury, bez tradycji i bez tożsamości. Tylko to tłumaczy fakt, że w Paryżu zaledwie 5% wyborców głosowało na Marine Le Pen! Jak to jest możliwe w mieście, gdzie od czasu wstrząsającego zamachu na redakcję “Charlie Hebdo” dokonano 21 aktów terrorystycznych! Większość Paryżan żyje w luksusowych oazach, z dala od prawdziwych problemów i zagrożeń, nie mając żadnego kontaktu z masą, zupełnie oderwanych od zachodniej kultury migrantów i muzułmańskiej, coraz liczniejszej części społeczeństwa Francji. Powtarza się histeria, emocjonalny szantaż celebrytów i ich absurdalne deklaracje opuszczenia kraju, w przypadku zwycięstwa niewłaściwego kandydata. Tak, jak w Stanach Zjednoczonych gwiazdy ekranu i estrady deklarowały emigrację na Jupiter, jeśli prezydentem zostanie Donald Trump (Cher!) tak we Francji, artyści szukają państw, gdzie ich głupota i ignorancja znalazłaby bezmyślny poklask, do którego tak bardzo są przyzwyczajeni.
Wybory we Francji są kluczowe dla przyszłości nie tylko Francji, ale całej Europy. Znowu Wolność Delacroix, tak brawurowo namalowana na jednym z najsłynniejszych obrazów, prowadzi Francję na barykady. Stawką jest przyszłość nie tylko chrześcijaństwa, ale całej zachodniej cywilizacji. Zwycięstwo Macrona, tak bardzo oczekiwane przez Georga Sorosa i polityków, dążących do stworzenia ze świata jednego kotła, w którym będą się dusiły nienawiść, różnorodność bez wyrazu i obojętna, konsumpcyjna wspólnota prymitywnych potrzeb, może być sygnałem powszechnej kapitulacji wobec wartości, o które całe generacje Europejczyków walczyły i oddawały za nie życie. Będzie zgodą na terror barbarzyńców, stojących u granic i wewnątrz granic Europy. W kolejnych wyborach muzułmańska większość odrzuci nie tylko Le Pen, ale także lawirujących karierowiczów w rodzaju Emmanuela Macrona.
.
Aleksander Rybczyński
Obraz: Eugène Delacroix – Wolność prowadząca lud na barykady
O autorze:
Aleksander Rybczyński jest absolwentem historii sztuki na Uniwersytecie Jagiellońskim. Opublikował ponad dziesięć zbiorów wierszy, w tym debiutancki tomik “Jeszcze żyjemy”, za który otrzymał w 1983 Nagrodę im. Kazimiery Iłłakowiczówny. Zajmuje się także krytyką artystyczną, prozą, publicystyką, dziennikarstwem, fotografią, filmem oraz pracą redakcyjną i wydawniczą. Mieszka w Kanadzie. Strona autorska
.
Może jednak najlepiej pozwolić tym ludzkim baranom pójść na kulturalną rzeź, której sami tak bardzo pragną? My w Kanadzie zawsze jeszcze znajdziemy jakieś Okopy Świętej Trójcy, terenu nie brakuje. A Europa, cóż, miło było poznać… Nie ma sensu bronić ludzi przed nimi samymi. Tylko twarda rzeczywistość może im nalać oleju do głów.
Świeć Panie nad duszą Francuzów. Kiedyś planowałem wyjazd do Paryża, dziś nawet gdyby dopłacali bym nie pojechał.